piątek, 10 grudnia 2010
Minerały
O kolorowych kosmetykach mineralnych przeczytałam zdecydowanie za dużo; Moją niewielką kolekcję powiększyłam o wszystko, co wydało mi się interesujące; Jest tego tyle, że swobodnie można nazwać mnie minerałoholiczką!
Pisząc "minerały" mam na myśli przed wszystkim podkłady i roże, jako że tych pierwszych używam codziennie, drugich zaś kilka razy w tygodniu; Cienie do oczu pozostają na drugim planie, a znaczący ich procent w mojej kolekcji zawdzięczam zwyczajnej ciekawości.
W kilku zdaniach wyrażę to, co myślę o minerałach; Rozwodzić się nad nimi będę, kiedy poczuję że ma to sens, co nie nastąpi szybko - jako że na wielu blogach można znaleźć tyle szczegółowych informacji, że moje pięć groszy wydaje mi się zbędne i przeciążające.
Do rzeczy!
EDM darzę sentymentem, jako że były pierwsze. Nie zawiodły mnie, lecz za dłuższe stosowanie potrafiły zemścić się wysuszoną skórą.
Blusche minerals rozczarowały mnie proporcjonalnie do tego, jak niecierpliwie na nie czekałam i jak wiele się po nich spodziewałam, czyli BARDZO.
Na kosmetyki Joppa zdecydowałam się z ciekawości - dziś prawie o nich nie pamiętam (a może i nie chcę pamiętać).
Sweetscents - wspaniałe cienie, podkładów nie testowałam na tyle długo, by móc je ocenić.
Lumiere - po nietrafionym kolorze i formule nie odpuściłam i bardzo dobrze; Wspaniała formuła Cashmere upodobała sobie me oblicze.
Na Lucy minerals skusiłam się dzięki Agabil; Lucy to kolejny zachwyt i miłość, która przyszła po oczyszczeniu się skóry.
Last, but not least - Meow - Prawdziwy Numer Jeden;
Nie zraziłam się tym, że pierwsze podkłady okazały się zbyt jasne (ich przyszłość widzę na forum wymiankowym Wizażu), kolejne były trafione i zaspokoiły moje mineralne pragnienia.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy komentarz :)
Proszę nie zostawiać linków i zaproszeń.